W ten upalny letni dzień hałas miasta sławnego z naładowanych historią włókien i zrewitalizowanych fabryk doskwierał. Doskwierała głośna przebudowa dużej ulicy, z pewnością dlatego, że stanowiła ostatnią przeszkodę przed znalezieniem się w oazie, do której dziś zdążałam.
Peryferie w środku miasta
W labiryncie łódzkich ogródków działkowych skryci pomiędzy rozłożystą czereśnią a kolorowymi ogrodzeniami dzielącymi indywidualne założenia ogrodowe tańczą ludzie. Nie tańczą jednak sami, a ruch, w którym biorą udział nie został tak naprawdę przez nich zainicjowany. Pierwsi jego wykonawcy żyli prawdopodobnie setki, być może tysiące lat temu, na różnych kontynentach, osobno, choć tak naprawdę razem. W jedności ze sobą, niebem, gruntem pod stopami. Przy świetle płomienia ogniska, opowiadając sobie historie, których odległe echa można jeszcze w tym przedziwnym tańcu zauważyć.
Taniec ten na pierwszy rzut oka ma w sobie może wiele z free-style, tańca improwizacji, niemniej przyglądając się mu wystarczająco długo można uchwycić porządek ruchów a nawet regularny rytm, swoiste wyczucie czasu, namysł nad pracą mięśni czy też wyczucie przestrzeni.
Jest to taniec z tym, co żywe, taniec, który pozwala zespolić się z wielkim tworzeniem i być jego częścią.
W łódzkim ogródku działkowym usłyszałam o tańcu z permakulturą.
Niespieszność i różnorodność
Pierwsza w oczy wpada biała przyczepka campingowa. Zazwyczaj przemieszczający się pojazd tu zasymilował się z gęstą zielenią i opleciony gąszczem dojrzewających jeżyn. Żółta brama prowadziła wprost do zacienionego ganku, na którym siedzieli Wojtek i Jacek rozmawiając z wolna i pijąc napar z ogrodowej melisy. Przywitali mnie serdecznie i od razu zaprosili do włączenia się do rozmowy. Naturalność ich gościnności pozwoliła mi poczuć się swobodnie i "jak w domu". Byli ciekawi mojej historii i podzielili się ze mną zapisanym na kartce planem na dziś - byli tym samym także otwarci na dostosowanie się do moich preferencji i oczekiwań. Jednym z ważnych punktów dnia zostało planowanie wydarzenia, które chcieli ugościć na ziemiach niedawno powstałego współdzielonego siedliska: na Tkaczewskiej Górze.
Po lekko płynącej rozmowie przeszliśmy się po ogródku i domu. Przeważały, przede wszystkim wizualnie, krzewy owocowe, w tym momencie sezonu obfitujące w mięsiste owoce. Mimo, iż działka nie była szczególnie pokaźna, zagłębiając się w jej zakamarki miało się wrażenie, które mogło towarzyszyć bohaterce powieści Tajemniczy Ogród: przyjemnego zagubienia w formach, kolorach i wybujałej po wielu sezonach florze. Był w tym jednak swoisty ład, rośliny zdawały się czuć wyśmienicie w swoich warunkach, można by powiedzieć: zapraszały, śmiejąc się do nas owocującymi darami. Tu agrest, porzeczki, mnóstwo mięty i melisy tuż przy oczku wodnym, które zamieszkiwała żaba oraz połacie malin i truskawek. Z drugiej strony zioła i warzywa: oregano, tymianek, dziewanna, pokrzywa, ogórki, pomidory, dynie, kępy pora i wielka obfitość rukoli. Słysząc o kolejnych roślinach miałam poczucie, iż współpraca (taniec?) - z roślinnością polega na bacznej obserwacji naturalnych przepływów wody, energii, innymi słowy: oddania pola florze i faunie w kwestii ich naturalnego rozwoju. Każdy punkt oprowadzania został "skonsumowany" byłam zapraszana do próbowania wszystkiego, przyglądania się, wąchania, pozostawania w kontakcie. spontanicznym przedsięwzięciem, który zrodził się w czasie rozmów było wspólne pozbieranie owoców bardzo słodkiego agrestu. Zbieraliśmy zatem z rozmawialiśmy o różnych formach życia wspólnotowego. Był to bowiem jeden z wiodących tematów, którym żył zarówno Wojtek jak i Jacek. Tworzenie i utrzymanie zdrowego co-livingu. Co to takiego?
Co-living czyli życie we Wspólnocie
Co-living to "stare jak świat" zjawisko, które w ostatnich latach rozrasta się tak o nowe formy jak i czynniki kształtujące to pojęcie. Można wymienić czynniki pozytywne jak i te zdeterminowane przez rosnący kryzys społeczno-ekonomiczno-ekologiczny (czy też kryzys jako całość, ponieważ dotyka on wszystkich sfer życia ludzkiego i poza-ludzkiego i wszystkie "pomniejsze" kryzysy są ze sobą powiązane). Przy czym należy patrzeć na wszystkie czynniki systemowo, te, tak zwane pozytywne są ściśle związane z tymi wynikającymi z kryzysu, czy pewnych, czasem katastrofalnych wydarzeń mających oddźwięk w społeczeństwie. Pośród tych tzw. pozytywnych można niewątpliwie wymienić zainteresowanie życiem we wspólnocie, która wspiera rozwój indywidualny i grupowy, zapewnia poczucie bezpieczeństwa i przynależności do grupy. Współdzielenie zasobów a przede wszystkim pracy czyni z projektów życia wspólnotowego bardziej ekologiczne i ekonomiczne przedsięwzięcia, także w kontekście dzielenia się wiedzą, umiejętnościami czy też organizacją czasu wolnego.
Postępujące problemy demograficzne, pauperyzacja pracy i wszechobecny prekariat to tylko niektóre z okoliczności również mające wpływ na zainteresowanie co-livingiem. W literaturze przedmiotu co-living jest w przeważającej mierze traktowany jako pozytywne zjawisko przyczyniające się do poprawy sytuacji mniej zamożnych czy też stojących u progu ubogości osób a także daje okazję do odbudowania relacji społecznych i wartości, która wciąż pozostaje w społeczeńswie w deficycie: zaufania. Co-living odnosi się do systemu mieszkaniowego, w którym jednostki mają dostęp do szeregu wspólnych obiektów, z których mogą korzystać – wspólnoty niezależnych domów ze wspólną przestrzenią.
Koszty związane z utrzymaniem przestrzeni wspólnych mogą pokryć mieszkańcy poprzez bieżące opłaty eksploatacyjne lub sami mieszkańcy odpowiedzialni za utrzymanie obiektów komunalnych.
Projektem życiowym moich rozmówców było stworzenie warunków do powstania formy wspólnotowości na terenie podmiejskim opierającym się na kilku filarach utrzymujących rozumienie i rozwijanie części "wspólności" życia wspólnotowego.
Elementem, który stanowił warunek wstępny w przypadku Tkaczewskiej Góry było spisanie umowy zawierającej zrozumiałe dla obu stron zasady. Pobudką nie był jednak brak zaufania, ale doświadczenia zdobyte w ciągu życia i zachowanie zdrowego dystansu do zawiłości ludzkiej natury oraz mechanizmów działań ludzkich w procesie zawiązywania się wspólnoty. Być może tego typu unormowanie współpracy może wydawać się bardziej niż oczywiste, jednak w przypadku projektów wspólnotowych czy też tak zwanych ekowioskowych, czy mówiąc jeszcze inaczej: wspólnot intencjonalnych tak nie jest. Rudymentarne ustanowienie zasad wspólnego życia często jest spychane na dalszy plan, nie ze względu na brak zainteresowania zasadami, lecz w dużej mierze z założenia, iż grupa ludzi chcących "założyć wspólnotę" zna się na tyle dobrze jako przyjaciele, że dodatkowe spisywanie założeń współpracy i współżycia może poczekać. Pracy w pierwszych stadiach życia wspólnoty jest przecież ponad miarę i energia zostaje często skanalizowana na radzenie sobie z materią: pracami ziemnymi, przeprowadzkami, kończeniem spraw w innych sferach...
Moi rozmówcy dali sobie czas. Spisywali punkty nie spiesząc się, dyskutując a także zapraszając mnie do wyrażenia zdania. Początkowo było to w moim odczuciu wtargnięcie w ich "interesy" jednakże zobaczyłam swoją obecność jako wartość dodaną procesu normalizacji wspólnotowości. Mogłam wysłuchać i spojrzeć tzw. świeżym uchem i okiem, wesprzeć ich działanie, czy też choćby wspólnie świętować moment spisania w całości umowy dzierżawy.
Co-living szczególnie w kontekście tworzenia wspólnoty pozamiejskiej, choć tak naprawdę dotyczy to wszystkich, lecz czasem nie w tak bezpośredni sposób, oznacza też współpracę i współżycie z otaczającym środowiskiem naturalnym i sąsiedzkim. Ogródek działkowy, w którym obecnie się znajdowaliśmy był dla Wojtka punktem wyjścia dla dalszego tańca z permakulturą. Nie ma bowiem natury na Ziemi bez ludzkiego wpływu a ludzkiego życia w oderwaniu od natury. Razem ewoluowaliśmy, odzwierciedlając wzajemne oddziaływania i interakcje. Permakulturowa działka przypomniała mi, iż ogromna różnorodność gatunków przystosowała się i wyewoluowała do środowiska miejskiego, które obecnie dla wielu z nich oferuje bezpieczniejsze środowisko życia niż grunty rolne. Poprzez systematycznie współprojektowanie i współtworzenie można mówić o tak zwanych „prototypowych interwencjach miejskich” w dotychczasowy krajobraz tkanki miejskiej. I choć znajdowaliśmy się w otoczeniu zieleni można było z łatwością dostrzec różnice między ogródkiem Wojtka a otaczającymi go projektami ogrodniczymi. Jego działka stanowiła swoiste laboratorium, gdzie próbowano współpracy na poziomie grupy ludzi (Wojtek edukuje na temat permakultury) oraz na poziomie relacji ludzi i przyrody. To stanowi kolejny filar życia, na których oprzeć się może zdrowy co-living. Płynnym ruchem zeszliśmy na temat organizacji Zlotu Co-livingowego w Osadzie Tkaczewska Góra i zbierania składników na wspólny obiad.
Zlot
Przyłączanie się kolejnych osób do inicjatywy oraz wykonywanie coraz śmielszych działań związanych z kształtowaniem krajobrazu na ziemi, na której powstać ma Osada stało się impulsem do zorganizowania zlotu. Zlot Co-livingowy ma na celu zaprezetowanie idei przyświecających członkom Osady oraz potencjalnych planów na rozwój projektu a także stworzyć przestrzeń wymiany opowieści, wiedzy, wszelkich umiejętności w przyjaznej i rodzinnej atmosferze. Więcej na ten temat można przyswoić tutaj, na stronie wydarzenia: https://www.facebook.com/events/5116064575183491/ a także kontaktując się z organizatorami: osadatkaczewskagora@gmail.com
Comments